wtorek, 6 listopada 2012

Wzloty i upadki, burzliwy związek, fatalna namiętność, toksyczna druga strona.

Będzie długo.
Rok temu weszłam w nowy związek.
Wiadomo co temu towarzyszy. Ekscytacja, nowe sytuacje, dostrzeganie samych plusów. Pomimo kpin znajomych, trwałam w układzie, którego inni ludzie by sobie nie wyobrażali. Ogólnie jestem zadowolona, pomijając kilka ekscesów, które w jakimś stopniu utrudniły mi życie.
Pierwszy lekki kryzys zaczął się już w październiku 2011, kiedy zostałam, brzydko mówiąc, wyciulana.
Moja znajomość z PKP Przewozy Regionalne przeżyła pierwszy kryzys.
Objazdy.
Podróż do miasta, w którym studiuję, z jednej godziny zamieniła się w półtorej (półtora?). Wybrane połączenia przebiegały drogą okrężną przez inne miasta, jednak większość polegała na przejechaniu trzech stacji, godzinnej podróży podstawionym autokarem i dalszej jeździe pociągiem, trzy stacje przed celem podróży. A jaśniej? Normalnie, żeby dojechać na zajęcia o 8:00 rano, musiałam wyjechać pociągiem o 6:30. W tamtym czasie, gdy czas podróży się wydłużył, a rozkład tymczasowo zmieniono, musiałam stać na peronie równo o 5:00 rano, przy pizgawie -20.
No tak. Możecie spytać "Jakie -20 w październiku?? Powaliło?". Nie. Objazdy trwały do grudnia, choć początkowo obiecywano, że potrwają dwa tygodnie.

Przeżyliśmy zimę. Wszystko wróciło do normy, a pociągi jeździły punktualnie, co do minuty. Przekonałam się, że sytuacja nie jest tak tragiczna, jak większość ludzi uważa.
 Wraz z przełomem stycznia/lutego nadeszła sesja. Nie będę się rozwodzić na temat mojego życiowego szczęścia lub jego braku, jednak coś mnie tknęło i na jeden z ważniejszych egzaminów postanowiłam pojechać godzinę wcześniej niż planowałam.
Pociąg spóźnił się 40 minut. Nie wiem, czy cieszyć się z tego, że pomyślałam o wcześniejszym pociągu, czy walić łbem w ścianę niczym Zgredek.
PKP jakby wiedziało, że skopało sprawę i aż do czerwca nie podpadło niczym (raz tylko w czasie Euro i ogólnego zamieszania ze zmianą rozkładu pociąg nie przyjechał w ogóle, jednak wolną godzinę spędziłam w miłym towarzystwie i nie narzekam ;))

Wraz z nadejściem jesieni nie przewidywałam większych utrudnień. Objazdy się zdarzyły, wydawałoby się, że kilka dni nie utrudni sprawy, jednak już pierwszego dnia nie załapałam się na podstawiony autokar do domu. Spółka PR nie przewidziała, że w godzinach szczytu pociąg przyjmuje i wydala z siebie ogromne ilości pasażerów. W rezultacie podstawiono dwa autokary. Na (zaawansowane) kilkadziesiąt osób. Ścisk, smród, zagrożenie na drodze. Wysiadłam i nasmarowałam skargę. To fascynujące, jak różne sytuacje wpływają na człowieka. Lubię to. Lubię zamieniać się w moherbiczę, smarującą donosy i skargi. Nawet ładnie ubrałam to w słowa. Nie wiedziałam nawet, że mój polski jest na tak wysokim poziomie. Mama była dumna.
W mojej wyobraźni sekretarka PR jawiła się jednak jako opasła pani pod sześćdziesiątkę, która na klawiaturze pisze dwoma palcami, dokumenty wypisuje w paincie, a na jej pulpicie jawi się skrót do internet explorera, "żeby były internety". Nie oczekiwałam na odpowiedź.
Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy dostałam maila...
"Szanowna Pani
*moje imię i nazwisko, e-mail*
W związku z pani przejazdem pociągiem REGIO *blablabla* Zakład Przewozów Regionalnych informuje, że w związku z otrzymanymi sygnałami dotyczącymi przepełnionych autobusów komunikacji zastępczej na odcinku XYZ podjęto decyzję o uruchomieniu od dnia ... trzech autobusów za ww. pociąg
*blablabla, coś o stronie internetowej*
Za wszystkie utrudnienia uprzejmie przepraszamy
*pieczątka i podpis (lol)*"
Doktor miał racje. I'm brilliant and I can change the world. No i wiecie. Faith in Przewozy Regionalne restored, sranie w banię, takie kwiatki.

Nigdy nie przeszkadzała mi podróż złomem. Do dzisiaj.
Gdzieś w 1/3 trasy przebudziłam się z zasłużonego, porannego snu. Coś śmierdziało i jakimś cudem nie byłam to ja.
POCIĄG SIĘ STACZAŁ.
*spoiler: przeżyłam, kto by pomyślał!*
Nie jakoś gwałtownie. co kilkadziesiąt metrów maszyniście udało się zahamować, po czym pojazd ponownie zjeżdżał z górki. Wysłałam pożegnalnego smsa do Człowieka Skurwiela (jest pierwsza w kontaktach, a w ostatnich chwilach życia nie ma czasu na kopanie w książce adresowej. Poza tym ją lubię i wiedziałam, że mogłam dostarczyć jej tym wyśmienitej rozrywki). Mieliśmy opóźnienie i w myślach obliczałam czas, do przyjazdu kolejnego pociągu, który mógł się z nami zderzyć (wiem, że konduktorzy mają swoje tajne urządzenia do komunikacji, ale tak było bardziej dramatycznie, hamerykańsko i w ogóle sensacja). Spocony maszynista nerwowo biegał z jednego końca pociągu na drugi, ignorując zdumionych pasażerów. Konduktor schował się w swoim przedziale. Nerwową atmosferę podkręcała książka, którą zaczęłam czytać, aby mieć co robić. Jednej z bohaterek odeszły wody i zaczęła rodzić. W supermarkecie.

W pewnym momencie pociąg już nie hamował...

...ponieważ powolutku toczył się w kierunku poprzedniej stacji. Wówczas konduktor wyszedł ze swej nory ze słowami "Proszę państwa, mamy awarię". You don't say! Od wyjazdu z mojej miejscowości minęła godzina, czyli planowo miałam już być u celu. Tymczasem nadal tkwiłam na stacji oddalonej o 15 minut od domu. Powiedziano nam, że musimy czekać kolejne pół godziny na następny pociąg, który nas popchnie.
"How about no", pomyślałam i wyskoczyłam z maszyny zagłady na zimny peron. Na pociąg powrotny poczekałam jakieś pół godziny. Przy okazji coś strzyknęło mi w kręgosłupie. W końcu, po zmarnowaniu trzech godzin byłam w domu.
Nie wiem, czy popieprzony pociąg dojechał do celu, ale nie mówili o nim w wiadomościach, więc spoczko.

Wszystko wskazuje na to, że mój związek z PR niedługo się skończy. Wspomniana spółka zostaje wyparta przez inną, posiadającą bardziej nowoczesne pociągi, którymi zachwycam się od dłuższego czasu. Obawiam się jednak, że to nie koniec przygód - w moich okolicach lubią wysypywać węgiel na tory :)

4 komentarze:

  1. jesteś za słodka na bycie moherową biczą.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja mam jeszcze ikonkę explorera na pulpicie
    ...

    OdpowiedzUsuń
  3. mów, co chcesz, ja nienawidzę PKP zagramaniczne pociągi są szybkie, wygodne i - przede wszystkim - fajne, a my musimy się tłuc w śmierdzących puszkach ;c

    btw od dwóch lat piszę regularne skargi na PKS, jeszcze nikt mi nie odpisał, what a iniquity!

    OdpowiedzUsuń